15 grudnia 2013

Niedziela na kanapie: Zakochana bez pamięci (2012)



Jak to jest, obudzić się i nie wiedzieć, gdzie się jest ani jak się tam znaleźliśmy? Brzmi znajomo? Przypomina trudny poranek po dobrej imprezie? Właśnie tak poczuła się pewnego dnia Marie, gdy otworzyła oczy i zorientowała się, że spędziła noc w zupełnie obcym mieszkaniu. Wieczór wcześniej świętowała swoje 29 urodziny. Tak się jej przynajmniej wydawało... Marie doznaje prawdziwego szoku, gdy okazuje się, że spała znacznie dłużej niż jej się wydawało...
 
Najbardziej zaskakujący jest fakt, że kobieta zostaje wrzucona w inną dekadę, ale powodów tego zabiegu nie poznajemy. I wielka szkoda, bo cały film głowiłam się, w jaki sposób i dlaczego to się stało! Sama bohaterka, początkowo jest przerażona i zdezorientowana. Nie oczekuje od nikogo żadnych wyjaśnień, ale stara się samodzielnie w tym wszystkim odnaleźć. Co na pewno nie jest łatwym zadaniem. Jednak z biegiem dni, odzyskuje stabilizację, na nowo zakochuje się w swoim synku i w mężu. 

Uważam, że reżyserka w taki sposób, chce uzmysłowić swoim odbiorcom fakt, że czasami nasze życie przelatuje nam między palcami. Swym dziełem mówi, by nie przespać swojego życia. Swoim filmem daje nam znak, ale również nadzieję, że w każdym momencie, na pstryknięcie palca można się obudzić ze swojego marazmu. 

Znakomita francuska komedia romantyczna. Film nie podobał mi się tylko ze względu na fakt, że uwielbiam język francuski. Odnalazłam kilka ciekawych atutów filmu. Po pierwsze, mistrzowska gra jednej z lepszych aktorek świata Juliette Binoche oraz przystojniaka Mathieu Kassovitza. Przyznaję szczerze, że nie kojarzę tego aktora z żadnego innego filmu, ale w tym wypadł bardzo korzystnie. Bardzo podobały mi się uroki Paryża, które mogłam podziwiać dzięki reżyserce w filmie. A apartament z widokiem na Wieżę Eiffla, to cud i moje marzenie! I jest jeszcze jeden plus filmu- muzyka, a w szczególności jedna piosenka, w której jestem "zakochana bez pamięci" od wielu lat:

 
Zakochana bez pamięci to przede wszystkim film o miłości. Trochę smutny, ale też z lekkim humorystycznym zabarwieniem. Przełomów i uniesień wiele nie uświadczymy, ale wzruszymy się i rozczulimy w związku z zakończeniem.




6 komentarzy:

  1. Nie słyszałam wcześniej o tym filmie, ale na pewno go obejrzę po przeczytaniu twojej recenzji. Może i mi się spodoba? :))

    Pozdrawiam, Czarny Kapturek

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam ten film. Może nie wniósł wiele do mojego życia, ale oglądałam go z przyjemnością:)
    Lubię bardzo Juliette Binoche.

    OdpowiedzUsuń
  3. Idealny ,,czasoumilacz". Nie oglądam zbyt wiele filmów, ale może któregoś zimowego wieczoru skuszę się akurat na ten? Zobaczymy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam jeszcze o nim, ale może kiedyś znajdę czas, by go obejrzeć:)

    OdpowiedzUsuń
  5. kurcze był na którymś kanale, a ja przełączyłam :(

    OdpowiedzUsuń