23 marca 2013

21) Emily Giffin, Pewnego dnia

Moje zdanie na temat tej książki?
Jak do tej pory, to najlepsza pozycja jaką udało się napisać Giffin !

Długo czekałam aż ta książka wpadnie w moje ręce. Przede wszystkim odstraszała mnie cena (36,90 zł). Twierdziłam, że za takie pieniądze kupię coś bardziej ambitniejszego niż kolejna historia miłosna Emily Giffin. Oczywiście wtedy nie miałam pojęcia, że niezupełnie jest to powieść o miłości. Myliłam się! I biję się pięścią w pierś, że nigdy więcej nie pomyślę tak o książkach tej autorki.

Pewnego dnia jest historią opowiedzianą przez dwie kobiety: Marianne i Kirby. Czyli ponownie, stały chwyt autorki- ukazać historię z perspektywy dwóch osób. Jak na razie podoba mi się taki zamysł, a przez to można dogłębnie poczuć, co myślą i twierdzą główne bohaterki utworu. 

Zdecydowanie nie jest to kolejne love story. Książka jest o prawdziwych problemach, o prawdziwym życiu, o zdradach i smutkach...

Ale wszystko od początku....!

Głównymi bohaterkami są Marianne i Kirby. Matka i córka. Marianne w wieku 18 lat była śliczną, wesołą i popularną nastolatką. Mogła mieć każdego chłopaka, wystarczyłoby, że kiwnie palcem. Mimo wszystko wybrała muzyka-buntownika, chłopca, który wolał chodzić swoimi ścieżkami, stronił od szkoły i nauki, a o pójściu do collegu nawet nie myślał. Był nim Conrad Knight. Spotykali się krótko, ale to wystarczyło żeby nimi narodziło się cudowne uczucie. Zakochali się w sobie. Owocem ich miłości stała się Kirby. Wszystko brzmi tak pięknie, prawda? Jednak wcale tak nie było. Kiedy Marianne dowiaduje się o ciąży, postanawia, że Conrad nie może być ojcem, że nigdy nie powie mu o pozytywnym wyniku testu ciążowego. Znika z jego życia błyskawicznie, nawet nie tłumacząc się i nie żegnając. O ciąży mówi tylko swojej matce. Ta postanawia wesprzeć córkę w każdej jej decyzji. Marianne postanawia urodzić dziecko, ale chce oddać je do adopcji. Uważa, że nie potrafi być jeszcze matką i chce pójść na studia, spełniać swoje marzenia, brnąć po drabinie kariery. Wszystko przebiega zgodnie z jej planem. Rodzi córeczkę, przez pierwsze godziny po porodzie przywiązuje się do niej: karmi ją i przytula. Nadchodzi jednak czas rozłąki. Dziewczynka trafia do rodziny, która od kilkunastu lat stara się o dziecko. Jest to rodzina państwa Rosów. Marianne jest zrozpaczona.

Osiemnaście lat później, kiedy Marianne jest znaną producentką filmową, spotyka się z fantastycznym facetem z branży, jej serial bije rekordy oglądalności, ktoś nieznajomy puka do jej drzwi. Jest to jej córka, która ją odnalazła - Kirby. Marianne rozpoznaje ją w pierwszej sekundzie! Tutaj zaczyna się prawdziwa i wzruszająca historia. Matki i córki, które w ogóle się nie znają. Próbują do siebie dotrzeć, jakoś tak naokoło. Rozmawiają o rzeczach tak bardzo nieistotnych, nie wspominając o tym co stało się osiemnaście lat temu. W końcu Kirby daje jasno do zrozumienia matce, że chce poznać swojego biologicznego ojca. Wtedy Marianne wie, że nadszedł czas, którego najbardziej się obawiała. Jednak postanawia wraz z córką odnaleźć Conrada. Bardzo boi się tego spotkania, jest wręcz przerażona, nie wie czego się spodziewać. W końcu tak bardzo go skrzywdziła, zostawiając go bez słowa, a przede wszystkim okłamując. Przecież on nie wie, że ma córkę!

Wkrótce Marianne razem z Kirby jadą do Chicago- rodzinnego miasta Marianne. Kirby poznaje tam swoich dziadków, którzy są przeszczęśliwi, że w końcu mogą zobaczyć swoją wnuczkę. Jednak dom dziadków nie jest jedynym przystankiem w Chicago. Jadą na poszukiwanie Conrada. Spotykają się na chodniku, przypadkiem zderzając się. Conrad nadal przystojny i dojrzalszy już mężczyzna, sprawia, że Marianne zamiera. Umawiają się na pogawędkę w kawiarni. Mężczyzna od początku spotkania jest opryskliwy wobec dawnej miłości. W końcu Marianne zbiera się na odwagę i wyznaje Conradowi całą prawdę, którą tak długo skrywała. Jest to najbardziej wzruszający moment tej książki. Czułam, że trzęsie mi się dolna warga kiedy to czytałam:

- Tamtego dnia w twoim domu... Wtedy, kiedy cię ostatni raz widziałam... Skłamałam... To było złe... Przepraszam, że ci nie powiedziałam... Byłam w ciąży... I urodziłam ją... Ale oddałam... Myślałam, że dobrze robię... Ale trzeba było ci powiedzieć... Tak mi przykro...
Milknę gwałtownie, a Conrad mówi:
- Zaraz! Jak to: byłaś w ciąży?
- Byłam w ciąży - powtarzam jak maszyna. - Powiedziałam ci, że nie jestem... Ale... Byłam.
- Dowiedziałaś się o tym później? - Mruży oczy. Dalej nic nie rozumie.
- Nie. Dowiedziałam się właśnie wtedy. W łazience. W twoim domu. Test wyszedł pozytywnie. Ale ja ci powiedziałam, że... Wynik był negatywny, ja... To było kłamstwo.
- Czemu kłamałaś? - pyta natychmiast Conrad.
- Nie wiem.
- Nie wiesz?
- Bałam się.
Conrad kiwa głową, ale wiem, że nie przyjmuje tego argumentu.
- I urodziłaś to dziecko?
- Tak. Ale oddałam ją do adopcji. Uznałam, że tak będzie najlepiej... Byliśmy tacy młodzi...
- My? - powtarza Conrad. - My nie wiedzieliśmy, że ty byłaś w ciąży - mówi twardo, przeszywając mnie wzrokiem.
- Wiem. I przykro mi.
- Tak, już mówiłaś.
- No tak. Przepraszam. - Potrząsam głową, zamykam oczy i znów je otwieram.
- Więc kto ją zaadoptował? Gdzie ona jest?
Wstrzymuję oddech, uświadamiając sobie z przerażeniem, że on wciąż jeszcze nie rozumie. Wtedy jego wzrok pada na Kirby i widzę, jak wszystko naraz do niego dociera. Rzeczywiście, po chwili mówi szeptem:
- O kurwa. Ty jesteś...
- Tak - potwierdza Kirby z idealnym, majestatycznym spokojem.
- To ja.
- Moja córka? - pyta, patrząc jej prosto w oczy. W swoje oczy.
- Tak - odpowiada Kirby. Nie odrywając od niej wzroku, Conrad w osłupieniu potrząsa głową, a ja jeszcze raz powtarzam im obojgu, jak bardzo mi przykro.


Tematyka tego utworu na pewno nie jest lekka i łatwa, ale mimo wszystko czyta się to bardzo lekko i swobodnie. Język jak zwykle w twórczości Giffin jest przychylny czytelnikowi - jasny i zrozumiały. Książka obfituje w nagłe zwroty akcji, nie da się przy niej nudzić i z ogromną niecierpliwością czeka się na finał historii. Zakończenie jednak jest otwarte. Nie kończy się tak jakbym chciała, ale mimo wszystko można snuć dalszą swoją wersję wydarzeń.

Kiedy skończyłam czytać tę książkę, od razu musiałam przesłuchać pewną piosenkę. Tutaj wstawiam link do niej: http://www.youtube.com/watch?v=YF-5vW4GbsQ
Trzeba najpierw przeczytać, żeby odgadnąć: dlaczego? co? i jak?

***
Emily Giffin
Pewnego dnia
Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2012
Tłumaczenie: Martyna Tomczak
Liczba stron: 480
Moja ocena książki: 6/6

1 komentarz:

  1. Nie znam jeszcze twórczości Emily Giffin, ale skoro tak bardzo zachwalasz powyższą książkę, to od niej zacznę swoją przygodę z tą autorką.

    OdpowiedzUsuń